Helena Napierała – O śpiewaniu

Helena Napierała (ur. 1929 r. w Leszczewku)
Miejsce i data nagrania: Stary Folwark, 2022 r.
Realizacja i transkrypcja: Małgorzata Makowska

.mp3

 

MM: Pani Heleno.. Pani pięknie śpiewa. Skąd u Pani ten śpiew?

HN: Jak byłam mała to u nas dzieci się rodzili co dwa i pół lata. Ojciec zrobił taką drewnianą kołyskę i w tej kołysce, które dziecko się urodziło to matka kładła. A nas brała tam czy miał trzy latka czy miał cztery latka sadzała w tę kołyskę, żeby kołysali tego małego no i piosenki jemu śpiewali, żeby spał. No. I od tego właśnie te śpiewanie się zaczęło. I później śpiewali i śpiewali i śpiewali. Tylko kto przyszedł to tylko siadajcie! Pośpiewajcie! Siadajcie! Pośpiewajcie! Zawsze śpiewali. A później tak, to trzeba było tych gęsi paść, no to też śpiewało się. I tak to utrwaliło się bez przerwy. A później już do szkoły poszli, to w szkole już śpiewali. U nas ojciec śpiewał bez przerwy. Czy to był post, czy adwent, czy takie zwykłe inne piosenki, maryjne, no to ojciec zawsze wszystko śpiewał w niedzielę rano. Bo w taki zwykły dzień nie miał czasu. Zawsze wstawał o trzeciej i już szedł do roboty, już robił. Tam drzewo szykował czy co. A później już robił stolarkę w domu. Też tak samo miał pełno tej roboty. Ale on zawsze robił i śpiewał. A jeszcze my mu dopomagali no. I z tego wszystkiego właśnie tak się wzięło. On przecież jak przyszła niedziela no to ojciec szedł wcześnie do Wigier i tam siadał i różaniec śpiewał, zanim ksiądz wyszedł ze mszą świętą, to już ojciec cały różaniec prześpiewał. Nie przemówił, tylko prześpiewał. I później, która tam umiała więcej śpiewać, no to ojciec brał na chór, tam razem ze sobą i my na chórach śpiewali w kościele. I siostra śpiewała i ja śpiewała. Brat śpiewał i ojciec śpiewał. Ojciec tylko był robotnikiem, był cieślą czyli taka złota rączka. Wszystko zrobił. I ule zrobił, i domy stawiał i stodoły i stajnie, co tam trzeba było. To nie teraz, że tylko puści motorem i obrobi. Kiedyś trzeb było wszystko siekierą robić. I beczki robił i te dzieże robił, bojki do masła. To wszystko przecież ojciec wszystko robił. I buty nawet robił. Tylko tym to nie bardzo chciał się zajmować, ale robił już jak ktoś tam poprosił to robił. A i naprawiał, przecież kiedyś buty łatali jak jakaś dziurka była przecież a teraz jak tam trochę tego to chyt wyrzucają. Kiedyś nie było tego, że wyrzucali. Tylko jeszcze co? Jak podeszwa się zepsuła to się okraiwało i ojciec robił drewnianą podeszwę i później ten but przybijał gwoździkami do tej podeszwy drewnianej i my tak do szkoły chodzili w tych butach.

MM: A słyszałam, że kiedyś buty służyły tylko na jakieś okazje. To prawda?

HN: Tak! My jak szli do Suwałk to but się niosło w ręku albo na ramieniu a dopiero przy torach się but nakładało na rękę.

MM: O rety! Na piechotę do Suwałk?

HN: Tak.

MM: Ile czasu to trwało, taka wędrówka?

HN: No trwało. 1,5 godziny przeważnie. No. I trzeba było iść. To jeszcze do tego że z ciężarem. Bo się niosło i ser i śmietanę i mleko na sprzedaż. Albo jagody się nazbierało, czy maliny się nazbierało w lesie. Trzecia godzina to nas matka wszystkich budziła do lasu na jagody. Nazbierali
i już matka o siódmej godzinie koszy i wio do Suwałk na targ. Sprzedała, coś tam za te pieniążki kupiła. Przyszła znowu do domu.

MM: A gdzie ten targ wtedy był?

HN: Tu był, tu gdzie te wisieli, co tu był taki… przeważnie tam sprzedawali krowy, konie, świnie.
A tutaj gdzie Marii Konopnickiej to był taki targ normalny, już tam chłopy stojeli, tam zboże jakieś tam mieli, tam sprzedawali i te baby tam wszystkie jagody, śmietany.

MM: I w jakich to było latach?

HN: Podczas wojny było. Bo przed wojną to matka sama chodziła. My nie chodzili, bo jeszcze byli małe dzieciaki. My tylko do lasu chodzili na jagody z matką. A później już na targ to matka sama szła.

 

 

 

Top