Helena Napierała – Roboty przymusowe

Helena Napierała (ur. 1929 r. w Leszczewku)
Miejsce i data nagrania: Stary Folwark, 2022 r.
Realizacja i transkrypcja: Małgorzata Makowska

 

 _mp3

 

MM: Gdzie była rodzina, kiedy wybuchła wojna?

HN: No jak gdzie? No mieszkali wszystkie tam w tym domu.

MM: I jak to w ogóle odczuwali całą tę wojnę? Co się działo?

HN: Tak przeważnie to tu nic się takiego nie działo. Aż do… a to później już mnie nie było. Bo jak już wyganiali to ja już w Niemczech byłam zabrana. Brat był zabrany w 1941 r. czy w 1940 r. nawet, na roboty. Siostra była dwa lata później za nim zabrana a później za rok i mnie zabrali. Ja
w 1944 r. byłam zabrana do Niemiec na roboty. Ja miałam 14 lat tylko.

MM: Ale jak wyglądało to „zabieranie”?

HN: Normalnie. Sołtys musiał.. z gminy dali, bo tu siedział Niemiec u nas w gminie, co teraz jest szkoła to w tym miejscu była gmina. I pozbierali, do sołtysa zawołali: „Tyle, tyle z wioski masz wybrać do Niemiec na roboty” i koniec.

MM: I co, brali kobiety i mężczyzn?

HN: Wszystkich. Co tylko się ruszało.

MM: No ale to byliście wtedy dziećmi…

HN: Ja byłam dzieckiem ale byli takie co i byli duże. To mnie zabrali do Niemiec do roboty i to jeszcze gdzie? Do cegielni. Bardzo lekka robota w cegielni. Mhm…takiego dzieciaka.

MM: No i co Pani tam robiła?

HN: No przy cegłach.

MM: Ale jak dokładnie ta praca wyglądała? Co się robiło?

HN: To było tak. Tam byli takie szopy postawione, do suszenia tej cegły. Była później taka taśma, co szła glina, tam mieszało się. Taka tam maszyna była co tę glinę mieszała z piaskiem i ona później taką rynną spływała na dół – ta glina – i tam stojał jeden niewolnik, bo tam było dwanaście niewolników polskich i piętnaście było cywilów polskich i nas było pięcioro dziewczyn zabranych. Ale te dziewczyny wszystkie już takie dorosłe byli a ja tylko taka mała byłam. To wtenczas to tę cegłę to odbierał jeden ten, jeden tam pilnował co ciął tę cegłę. Pręty byli, takie jakby piłka była, tylko, że to byli takie druty naciągane. On to naciągał i to dalej odpychała zaraz ta maszyna a drugi stojał, brał tę cegłę, dwie cegły. To takie ciężkie przecież, mokre cegły jak diabli i kładł na wózek.
I później z tym wózkiem trzeba było jechać rozładowywać po tych szopach. Kładło i się kładło, wyżej i wyżej te, żeby oni tam wyschli. To nie żeby tak razem byli, tylko jedna od drugiej osobno żeby była. I później jak się wysuszyli no to znów się zabierało te cegły po dwie w rękę i na wózek i na wózek i do pieca. A w piecu to już układał Niemiec. Już tam on stale był i stary już, ale on tylko umiał układać w piecu. I dachówkę robili i cegły robili.

MM: W jakiej to było miejscowości?

HN: Wpierw był Zybork. A teraz Jeziorany. Ile ja po mordzie dostałam od tego majstra uuuuu.

MM: Ale za co?

HN: A! Bo tak się jemu podobało. Bo trzeba sznel! Sznel Lena! Sznel! A ja co? Ja już i siły nie miałam. Już i Polaki za mną się wstawiali. Mówi: „Co pan mówi? Dzieciaka pan wziął do roboty, to jeszcze dla niego jakie lżejsze a nie takie roboty. Przecież ona nie ma siły. Ona mówi cały dzień beczy nad tymi cegłami”.

MM: A to Panią zabrali samą, czy z kimś? Z jakąś sąsiadką Pani tam jechała?

HN: Zabrali tu z wioski sporo dziewczyn. Ale nie pamiętam kogo jeszcze.

MM: No a co na to rodzice?

HN: No a co? Nie masz nic do gadania. To nie było. Przecież nas wieźli jak jakiś złoczyńców. Pod karabinami. Bagnety na karabinach nastawione. Nie, że tam skłoniony ten bagnet był, tylko normalnie rozstawiony bagnet. Chciałaś siku, mówisz, że chcesz do ubikacji, to wyprowadził tylko za wagon i tam rób.

MM: Gdzie tam mieszkaliście w tych Jezioranach?

HN: W tej cegielni. Jedna cegła położona, taka tylko szopa. I w tej szopie żeśmy byli. A żeby było cieplej nam no to później tam nawstawiali te jak to się mówi… kozy. I to się paliło i tym się ogrzewało te chałupę nasze. I dwa koce tylko mieli do okrycia.

MM: Ile czasu tam Pani była?

HN: Od maja do lutego. I przyszli Ruskie. Później trzeba było piechotą do domu iść.

MM: Ile czasu to trwało?

HN: My szli dziesięć dni.

MM: Po drodze u kogoś nocowaliście?

HN: Jak my szli na niemieckiej stronie to tak budynki byli puste. Niemców nie było. Pouciekali wszystkie. Krowy chodzili po polu, świnie chodzili po polu. Wszystko chodziło po polu luzem. Wszystko, bo te Niemce popuszczali znakiem te bydło ze stajni. To my się tak zebrali więcej tych polaków i mieszkaliśmy w tym właśnie pokoiku, co my mieszkali jak Niemiec był. Bo to była suszarnia zboża. Taki ośmiopiętrowy budynek. Były takie trzy pokoiki zrobione. To jeden my zajmowali. Po drugiej stronie zajmowali pięć Francuzów, było też w niewoli niemieckiej a na górze byli te cywile Polaki. Też o tu z tych stron pozbierane byli, z naszej tutaj parafii. Ale my raz wieczorem tak siedzimy, sobie rozmawiamy, bo tam pozbierali się wszystkie do jednej kupy, radzim co robić? Jak? Chłopaki poszli tam, bo tam na tej suszarni zboża to był straszny magazyn. Tam pełno było mąki, tam pełno było ryżu, tam pełno było koców. To chłopaki poszli w nocy. Nie wiedzieli jeszcze czy te Niemcy…to poszli w nocy, wzięli na wózek worek ryżu, dwa worki mąki na chleb no i siedzim tak. A wieczorem przychodzi do nas, puka ktoś, no to: „Proszę!”. Wchodzi jakiś patrzamy w mundurze ale kto? I co? Do czego? No ale mówi po polsku do nas. Mówi: „Ja we Francji urodzony ale moi rodzice byli Polakami i ja z rodzicami byłem we Francji. Mnie wzięli do wojska”. I dostał się właśnie do Niemiec akurat w tym mieście co my byli. Ale mówi: „Czego wy tu siedzicie?” A my mówim: „No czekamy aż ktoś nas tu wybawi. Albo Ruskie, albo Niemcy. Przecież nie wiadomo kto tutaj przyjdzie”. I on mówi: „Siedźcie, siedźcie! A wy widzieli, że tu jest mina podłożona pod tym budynkiem?”. No to my długo nie czekając. Ja i jeszcze dwie dziewczyny
i chłopaki tutaj z tej naszej parafii też tak samo i na wioskę. To tak może było z kilometr wioska od nas i my poszli tam, bo tam budynek był pusty, bo Niemcy wszystkie uciekli do lasu. Nawet ten nasz majster z dziećmi też uciekł do lasu. A my do tego budynku poszli. Ten ryż zabrali, zabrali tę mąkę wszystkie. Świnię chłopaki, chodziła to złapali, zabili, było mięso. Do beczki nakładli my tego mięsa. No nie wiedzieliśmy jak długo będziem tak? Sobie tarkaczy nagotowali. No i siedzim. Ale w nocy przychodzi Niemka, tam, która była gospodynią w tym domu a my akurat tylko co chleb upiekli. Ja byłam z siostrą swoją, o Jezu! Zapomniałam powiedzieć. Ze starszą siostrą, bo ona uciekła od tej swojej gospodyni do mnie, przed samym tym rozruchem. No i ona mówi: „Upieczemy chleb”. Ten chleb upiekli i przychodzi ta Niemka. Wysoka, taka szczupła była, ale wysoka taka baba że no.. i ta moja siostra to ona umiała po niemiecku jak nie wiem. Ona po niemiecku gadała, nikt nie wiedział, że ona jest Polką.

I mówi: „Co, gdzie wy jesteście? A ona mówi: „W lesie. W lesie? I ciepło tam? A no mówi: „Nie ciepło, ale tam takie mówi postawili namiociki i tak siedzim tam”. A to styczeń. Zima nie taka jak teraz. Ona mówi tak: „A macie co jeść?” Ona mówi: „No ja przyszłam, żeby cokolwiek tutaj wziąć, może trochę kartofli, może trochę warzyw. A chleb macie? No nie. A Gieńka mówi: „A to teraz my napiekli, to teraz może pani sobie wziąć”. I dała tego chleba. Ile pani uniesie, pani tyle bierze. No i ona wzięła chyba wtenczas trzy bochenki wzięła tego chleba. I my tam siedzieli. Na rano patrzamy idą te, Niemcy. I tak szybko uciekają, uciekają przodem kurcze. O trzeciej godzinie po południu patrzamy Ruskie idą. I prosto tu zaraz. Jedne idą tam w przód – a wszystkie pijane – a jedne tutaj do nas na podwórko skręcili, z szosy. I przyjechali na podwórko. Kuchnia idzie, się pali ta kuchnia. Kurcze mówimy: „Ooo zaraz obiadu się najemy”. I patrzymy, a oni wódkę gonią, a nie obiad gotują. Pijane w sztok wszystko było. I tam była Niemka na górze ze swoim ojcem. Niemiec ten jej mąż był na froncie, a ten dziadek i ona i roczny dzieciak – chłopczyk, no to się wtłoczyli do nas, do tego mieszkania, na górze zajęli pokoik i już.

MM: A to mieszkanie gdzie było?

HN: No to ten Zybork był. To tak jakby w Suwałkach tutaj za torami o! To tak samo i tam. Przyjechali te Ruskie tam popili kurcze, takie serwetę ładne ze stołu gdzieś ściągli i sobie zasłał na konia i jedzie na tym koniu. Tutaj te Niemcy co przyjechali wozy postawili u nas na podwórku, konie postawili do stajni, owsu nabrali; tam na strychu owsa było do pioruna, no to podawali tym koniom. Tamte konie przez noc stojęli i ten owies zżarli. Ruskie przyjechali zabrali wszystkie konie. Tylko został źrebak. Założył mu te wędzidło i na niego a ten źrebak na czterech hopki robił takie, że szkoda gadać. A się trzymał ten skurczysyn ten Ruski jak nie wiem jego. No i później spadł z niego, a ta Niemka wyszła, bo to jej źrebak był i mówi że to jest młody, że nie pojedzie. A on mówi: „Nie gadaj! Nie gadaj! Tylko dawaj chlupke”. Taka leżała tam rózga. On jego rózgą, nogami i pojechał w pioruny na tym źrebaku. A później jej nie ma i nie ma. Znaleźli ją za chlewem tam, zastrzeloną. Tak trzymała tylko tutaj spodnie w rękach, pasek w rękach trzymała. Widać zgwałcić chciał, ona się nie dawała, to zastrzelił i poszedł. Ten dzieciak.. i ojciec został z tym dzieciakiem. Na drugi dzień, my jeszcze jedną noc przespali i mówim, że już jedziem do domu. Piechotą do domu wszystkie my szli.

Top